Artykuły i wycinki prasowe Powróć do listy
Pater ignotus, czyli sprawa dzieci nieślubnych
Przedruk, że strony internetowej: http://www.goniec.net/teksty.html#frommRedakcja nie potrafiła podać mi autora tego bardzo ciekawego artykułu, ponieważ sama dokonała przedruku.
Czasami w naszych genealogicznych poszukiwaniach napotykamy przeszkody wydające się wprost nie do pokonania. Jedną z takich przeszkód są dzieci nieślubne. Źródło wstydu i hańby, ich istnienie ukrywano przed rodziną, sąsiadami lub duchowieństwem. Nawet i sto lat później, w czasach niby tak liberalnych jak nasza współczesność, próbuje się wytłumaczyć ich istnienie, używając różnych wykrętów. I choć osoby zainteresowane - matki i ich nieślubne dzieci - już dawno nie żyją, hańba nadal wisi nad rodziną. Ukrywanie lub przekręcanie znanych faktów miało i nadal ma na celu ochronę honoru rodziny. Podawanie - świadomie lub nieświadomie - błędnych tłumaczeń to reguła. Zataja się te wydarzenia, czasami uniemożliwiając dalsze prowadzenie pracy genealogicznej. Oraz dotarcia do prawdy. Język polski pełen jest pogardliwych słów określających dzieci nieślubne. Słowo bastard używane często w stosunku do dzieci nieślubnych pochodzących ze stanów wyższych, a zwłaszcza rodów królewskich, oznacza także mieszańca dwu różnych gatunków lub ras zwierząt. "Bękart" pełne jest złośliwości i pogardy. Także "bąk" lub "siubr". Dla innych dzieci złośliwe kwestionowanie ich pochodzenia wyrażane było w słowach podrzutek, najduch, najdus, pokrzywnik, bajstruk lub wylęganiec - przecież samo to słowo wprost ilustruje moment poczęcia. Kościół katolicki, który od wieków kwestionował prawa dzieci nieślubnych, przy każdym chrzcie skrupulatnie notował pochodzenie z prawego czy też nieprawego łoża. Rozpoznawano cztery kategorie dzieci nieślubnych:
1. Dzieci naturalne - (liberi naturales - potomkowie naturalni), których rodzice byli bez ślubu i nie byli krewnymi (Dziecko Marianny).
2. Dzieci pozamałżeńskie (ex adultero nati - z cudzołóstwa poczęte). Do tych należą też tzw. dzieci kukułcze - dzieci kobiety zamężnej nie pochodzące od jej męża (Dziecko Małgorzaty S.).
3. Dzieci ze związków kazirodczych (liberi incestuosi), czyli ze związków pary spokrewnionej. Definicja kazirodztwa zmieniała się przez wieki, istniały różnice pomiędzy prawem kanonicznym oraz prawem cywilnym. Ówcześnie za stosunek kazirodczy uważano nawet stosunki osób spokrewnionych w trzecim czy też czwartym stopniu prawa kanonicznego lub osoby powinowate bez żadnych więzów krwi (na przykład relacja macocha - pasierb, szwagier - żona brata lub teść - synowa).
4. Dzieci duchownych (ex sacrilegio geniti).
W księgach metrykalnych łatwo ustalić, kto pochodził z nieprawego łoża: zawsze zapisywano w rubrykach thori czy dziecko było legitimus czy illegitimus (czyli czy z prawego lub z nieprawego łoża) (Chrzest Antonii córki Rozalii; Chrzest Antoniego syna Anny). W księgach tabelowych z wieku XIX w osobnej rubryce zapisywano też sumę narastającą dzieci nieślubnych w danej parafii od początku roku. Przed wprowadzeniem ksiąg z rubrykami, w zapisach narracyjnych używano pater ignotus (nieznany) albo pater incertus (niepewny) (Dziecko Marianny; Dziecko Małgorzaty S.). Tego ostatniego nie należy mylić z pater incestuus (kazirodczy). W dawniejszych księgach znajdziemy filius populi (dziecko tłumu), filius mullius (dziecko kobiece), lub manser (określenie dziecka nieślubnego w średniowieczu). W księgach parafialnych z XIX oraz XX wieku z Galicji stygmat nieślubnego pochodzenia przekazywano przez 3 pokolenia. Ponieważ przy urodzeniu dziecka zapisywano imiona i nazwiska dziadków, jeżeli jeden z rodziców pochodził z nieprawego łoża, notowano to w rubryce Parentes (Rodzice) (Chrzest Zofii córki Konstancji). Robiono tak także przy ślubach (panna młoda Zofia Iksińska, córka Aleksandra syna Jan i Marii z/d Abecadłowej oraz Konstancji, nieślubnej córki Zofii Igrekowej).
Przeglądy ksiąg metrykalnych wykazują, że urodziny dzieci nieślubnych były zjawiskiem dość częstym: mimo zaciekłej walki Kościoła z cudzołóstwem oraz mimo wrogiej opinii publicznej na przestrzeni wieków liczba chrztów dzieci nieślubnych szacowana jest od 1 do 8-10 procent. W wieku XVII i XVIII wzrost lub spadek tych odsetków odzwierciedlał z reguły okresy przemarszu lub stacjonowania wojsk w czasach wojen lub i pokoju. W latach 1736-77 we wiosce Czachorowo w parafii gostyńskiej (Wielkopolska) urodziło się zaledwie pięcioro nieślubnych dzieci; na 228 urodzeń stanowiło to 2,2%. W roku 1806 na terenie departamentu warszawskiego chrzty dzieci nieślubnych stanowiły 3,4%. O wiele więcej było takich chrztów w powiatach z dużymi konglomeracjami miejskimi (np. powiat kaliski z Kaliszem włącznie - 7,2%). W latach 1811-1850 na terenie parafii radzionkowskiej na ponad 4,5 tysiąca dzieci było 3,7% chrztów dzieci nieślubnych, z tym, że w różnych latach odsetek ten wahał się znacznie. Sytuacja ta nie zmieniła się w okresie pokoju i w latach późniejszych: w Zaborowie (Galicja, 60 km na wschód od Krakowa) na przełomie XIX i XX wieku (lata 1890-1914) urodziło się 5,4% dzieci nieślubnych. W jednej ze wsi (Dołęga, rok 1894) odsetek dzieci nieślubnych wynosił aż 32% (!). W tych czasach liczba dzieci nieślubnych być może odzwierciedlała emigrację zarobkową biedoty wiejskiej lub zmienne wpływy dworu i dworskich pracowników.
Wstyd i hańba były przez wieki udziałem kobiet, które miały dzieci z nieprawego łoża, zwłaszcza kobiet z niższych warstw społecznych. Dzieci nieślubne urodzone wśród szlachty być może miały lepszy los. Lepsza sytuacja materialna w sferach szlacheckich lub magnackich pomagała matce nie tylko w zniesieniu hańby, ale przede wszystkim w przeżyciu, co czasami było wątpliwe w wypadkach kobiet pochodzących ze sfer najbiedniejszych. Natomiast ojciec-szlachcic mógł dać swemu nieślubnemu dziecku jakieś (niekoniecznie swoje) nazwisko lub jego kawałek (Idowski, Koski) lub przydomek pochodzący od nazwy posiadanej wioski czy też od atrybutów samego potomstwa (Małecki). Czasami nieślubne dzieci szlachty zostawały spadkobiercami majątków lub ich części, zwłaszcza, gdy ojciec ich nie miał innych dzieci. Czasami były one wychowywane w domu "wujka" na równi z resztą dzieci. Polskie prawo ziemskie nie pozwalało jednak na dopuszczenie dzieci nieślubnych do uprzywilejowanego stanu szlacheckiego ani też dziedziczenia herbu czy nazwiska rodowego. Prawo to nie pozwalało też na legitymację dzieci nieślubnych przez następujące po ich narodzinach małżeństwo rodziców. W przeciwieństwie do prawa ziemskiego, Kościół obiecywał legalizację dzieci nieślubnych, jeżeli rodzice zawarli ślub kościelny. Dotyczyło to zarówno dzieci urodzonych przed ślubem, jak i po ślubie - w przeciwieństwie do prawa ziemskiego w pewnych wiekach, kiedy nawet dzieci urodzone po ślubie nie były uznawane za prawe, jeżeli ich rodzice zawarli ślub dopiero po urodzeniu pierwszego dziecka. W sferach rzemieślniczych i mieszczańskich także nie brakowało nieślubnych dzieci. W miasteczkach rozpatrywano wiele takich spraw, często wymierzano kary zarówno cudzołożnikom, jak i pannom. I tutaj bogatsi wymykali się z raczej małymi opłatami, podczas gdy biedota lądowała za murami, na wygnaniu.
Trudniejszym od losu panien z dzieckiem z bogatszych sfer był z pewnością los dziewcząt chłopskich lub robotnic. One to, ukrywając ciąże jak najdłużej się dało, były często wypędzane przez pracodawcę (często ojca dziecka) lub przez wieś. Pozostawszy we wsi jako wyrobnice lub komornice, były one wytykane i szykanowane. Czasami ojciec - parobek-kawaler, po jakimś czasie i być może pod presją Kościoła czy też opinii publicznej żenił się z matką swego dziecka. Dla kobiet pochodzących z najbiedniejszych sfer miejskich urodzenie nieślubnego dziecka mogło być pierwszym krokiem w kierunku prostytucji (9). Czasami panny-matki wychodziły za mąż za innych - może i wbrew opinii publicznej, ale zaakceptowane przez męża, który nie musiał się martwić o płodność wybranki.
Interesującą historię konkubinatu pomiędzy chłopką oraz szlachcicem z lat 1664-1671 podaje profesor Marek Górny (10). Otóż niejaka Agnieszka Błajewna w ciągu siedmiu lat urodziła pięcioro dzieci Franciszka Wyrzyskiego, syna dziedziców wsi, w której mieszkała, ciotecznego wnuka ówczesnego arcybiskupa gnieźnieńskiego oraz krewnego i powinowatego wielu wojewodów, kasztelanów i innych ważnych historycznych osobistości. Mimo iż zapisano imię i nazwisko ojca, za każdym razem pochodzenie dzieci podane jest jako illegitimi. W dwóch zapisach imię matki zostało zupełnie pominięte, nie zapomniano jednak napisać, iż była ona concubina illitus (skrytą nałożnicą). Związek ten zakończył się najprawdopodobniej śmiercią Agnieszki, niezanotowaną. W roku 1675 Franciszek był już mężem szlachcianki; nie wiadomo, co stało się z dziećmi Agnieszki.
W wielu publikacjach na temat dzieci nieślubnych podaje się, że dawano im ośmieszające imiona; choć Kościół nigdy nie odmawiał im chrztu świętego, czasami duchowieństwo wyrażało w ten sposób swoją dezaprobatę. W moich skromnych poszukiwaniach jeszcze takich imion nie znalazłam - być może za ośmieszające uważano imiona Kunegunda, Kornelia, Konstancja i Karolina, które spotkałam w księgach galicyjskiej wioski z końca XIX wieku. Natomiast imiona Filipina, Nepomucena, Wilhelmina, Paulina (parafia radzionkowska 1810-1850), Juliana (dosyć nietypowe imię dla chłopskiego dziecka w roku 1768) czy też bardziej prozaiczne Antonia lub Franciszka mogły w końcu być imionami derywatywnymi od imion ich ojców. Choć z reguły dzieci nieślubne znane były pod nazwiskiem matki, nierzadko nadawane im nazwiska odzwierciedlały niepewne pochodzenie: Pokrzywnik, lub dzień znalezienia: Poniedziałkowski, Niedzielski.
Oczywiście, zdarzało się to w wypadku najbiedniejszych kobiet z najniższych warstw społecznych wiejskich czy miejskich, bogatsi rodzice panien z dzieckiem mogli się wypłacić i postarać o lepsze nazwiska lub imiona zapisane w Liber Natorum.
Tyle lingwistyka, onomastyka, prawo, religia oraz demografia. Natomiast, jeżeli chodzi o genealogię, to można sprawę uprościć do podstawowego praktycznego pytania: kim był ojciec biologiczny. Jak ustalić ojcostwo? Ojców dzieci nieślubnych warto poszukać w testamentach i spisach spadkowych szlachty i magnaterii, w różnego rodzaju zapisach pośmiertnych mieszczan i bogatszych chłopów (księgi testamentowe, należące do ksiąg radzieckich miast). Być może ojcem nieślubnego dziecka był krewny, który zapłacił za szkoły lub wyprawę do wojska lub, który łożył na wychowanie dziecka przez jakiegoś wieśniaka. Być może znajdziemy dopisek, że taki to a taki przyznał się do ojcostwa podczas sądu radzkiego lub gminnego lub, że został skazany na wypłacenie zapomogi lub obdarowanie matki dziecka (akta sądowe grodzkie i miejskie, akta ławnicze, akta wiejskie, księgi dekretów) (11). Księgi sądów grodzkich oraz wiejskich zawierają zapisy wyroków skazujących ojców dzieci nieślubnych na jednorazową opłatę pieniężną lub dar inwentarza. W późniejszych czasach być może znajdziemy pozew matki do sądu powiatowego, w którym to podaje ona nazwisko domniemanego ojca dziecka. Czasami, po jakimś czasie po urodzeniu nieślubnego dziecka jego matka brała ślub. Mógł to być ślub z ojcem dziecka, który się wtedy do tego dziecka przyznawał (albo nie), lub z innym mężczyzną, który być może zaadoptował dzieci (albo nie). Wtedy w kościelnych księgach metrykalnych czasami znajdzie się dopisek przy zapisie chrztu, że dziecko zostało zalegalizowane na podstawie późniejszego ślubu rodziców (legitimato per subsaequens matrimonium) (Chrzest Antonii córki Rozalii). W późniejszych latach (1890-1914) w Galicji przy wpisywaniu podanego przez matkę nazwiska ojca dziecka stosowano ostrożność - nie pozwalano na zapisanie jego nazwiska podczas jego nieobecności (12). I choć matki dzieci nieślubnych mogły wnieść skargę "o ojcostwo" w każdym sądzie powiatowym, zdarzało się to rzadko: prawdopodobnie nie robiły tego ze względu na związany z tym rozgłos. Ale zawsze warto sprawdzić.
W wypadku późniejszych generacji nigdy nie zaszkodzi rozmowa z rodziną. Czasami rodzina kategorycznie odmawia rozmowy na ten temat (to samo w sobie jest znakiem, że coś jest nie tak), czasami jednak możemy dowiedzieć się paru ciekawych rzeczy. Być może będzie to historia o pannie, która wyjechała "do wód" na parę miesięcy i wróciła jako "wdowa" z małym dzieckiem (wyjechała, wyszła za mąż, zaszła w ciążę, a potem mąż zmarł). Z tym, że w tamtejszej parafii dziecko zapisano jako "nieślubne" - więc warto sprawdzić. Czasami spotykamy się z dzieckiem urodzonym po bardzo dużej przerwie - możliwe, że jest to dziecko starszej córki, które babcia podaje jako swoje, aby ukryć ten fakt. I znowu - zapisy ksiąg parafialnych przyjdą z pomocą. Czasami fakt nieślubnego urodzenia był wszystkim dobrze znany, włącznie z tożsamością ojca - wystarczy po prostu spytać.
A tak na marginesie: jeżeli uznany przez rodzinę i historię (rodzinną czy tę przez duże H) ojciec nie był/nie jest ojcem biologicznym dziecka? Jaką ma to wartość i znaczenie w genealogii? W historii było wielu władców z nieprawego łoża, w naszych rodzinach jest wielu takich krewnych (lub półkrewnych). Jeżeli prastryjek Pankracy nie jest naprawdę bratem dziadka, tylko kiedyś się zasiedział po świątecznej kolacji i tak już został, to czy nie jest członkiem rodziny, jeżeli wszystkie dorastające dzieci go za takiego uważały? Jeżeli brytyjski książę Andrzej nie jest synem księcia Filipa - męża Królowej Elżbiety II (spekulacji na ten temat istnieje wiele, dla mnie najważniejszym argumentem jest jego uroda - w porównaniu z pozostałą trójką dzieci Królowej Elżbiety jest zbyt przystojny), to czy prawa księcia Andrzeja są inne? W tym wypadku chyba nie, bo dziedziczy po matce. A jeżeli książę Harry nie jest synem Księcia Walii Karola, następcy tronu brytyjskiego, tylko któregoś z amantów Diany, jego świętej pamięci żony? Jeżeli Karol uważa go za swego syna i go jako takiego traktuje, jeżeli za takiego uważa go babcia - obecna królowa oraz parlament angielski, to co ma do tego wszystkiego genetyka (i my z naszymi pytaniami)? Moim zdaniem nic, bo historia, zarówno ta wielka, jak i rodzinna powinna być ostatecznym arbitrem. Jedyne co badania genetyczne w tej materii mogą zrobić to wykazać skąd wzięło się DNA: o tradycjach i więzach rodzinnych, historii i przynależności do rodu mogą decydować zupełne inne przekazy. Ale o genetyce w służbie (lub przeszkadzającej) genealogii napiszę innym razem.
Małgorzata Nowaczyk.
Artykuł pochodzi z portalu internetowego www.genpol.com
***
Komentarz do powyższego tekstu:
Zajmuję się mieszczanami od XV wieku w miastach Małopolski Zach. Z wielkim zainteresowaniem przeczytałam artykuł o dzieciach pozamałżeńskich. Z wieloma odkryciami się zgadzam, przeciwko niektórym wnioskom protestuję i zaraz wyłuszczam:
-przeciwko domniemaniu, iż klasowość decydowała o trudniejszym położeniu; większa hańba dotykała mieszczkę lub szlachciankę. Poza tym nasze polskie prawo legitymizowało poprzez ius primae noctis rodzenie się dzieci chłopskich z ojca szlachcica; były pewno utalentowane i częściej wybijały się przy pomocy swych wysokiego pochodzenia ojców! A więc zamilczmy nad rzekoma hańbą! Wiejskie dziewczyny przyjmowały to jako wyróżnienie, gdyż często otrzymywały oprawę wianową i wydawano je za mąż.
-Los chłopki z nieślubnym dzieckiem bardzo często poprawiał jej położenie ekonomiczne i przyszłość, która często umożliwiała wyjście z katorgi pracy na roli.
-Młode i zdrowe dziewczyny wiejskie bardzo często były poszukiwane wręcz do domów zamożnych mieszczan jako mamki, nazywano je "mamczorami" i po spełnieniu zaszczytnej funkcji karmicielki pańskiego dziecka wyszukiwano jej męża i nie wracała na wieś. Taka osoba była darzona szacunkiem i karmiła wszystkie następne dzieci równolegle z kolejnym swoim własnym, urodzonym już w mieście z małżeństwa. Natomiast pierwsze, nieślubne było najczęściej wychowywane przez babkę na wsi. Czasem zatrudniane były jako służba w domu mieszczańskim, gdzie mamką była matka. Niekiedy zdarzało się, że wychodziła za mąż za swego chlebodawcę i karmiła już swoje własne następne dzieci i sieroty po zmarłej pani, która utrudzona ok. 20 ciążami wycieńczona odchodziła w wieku 40 lat, jak zdarzyło się w mojej Gen.
-często imię nieślubnej córki brzmiało Magdalena, co wiązało się z kultem świętej tego imienia, której nasz Pan wybaczył i podniósł do tej roli. Dlatego proboszczowie np. w bieckim kościele nadawali to imię dziewczynce urodzonej poza małżeństwem, a chłopcu Florian (może, dlatego, że miał w przyszłości gasić pożar, w tym także zmysłów?!).
-natomiast imiona rzadkie, które wymienione są jako ośmieszające - Krescentia, Konstancja, Karolina - nosiły osoby z pochodzeniem legitime! Nawet z drobnej szlachty, vide moja pra pra Karolina Zywicka lub babka Konstancja.
Na pytanie gdzie szukać i jak znaleźć łakome dla zainteresowanego poszukiwacza "kąski", parę podpowiedzi skromnej hobbistki:
w ogóle bardzo rzadko w parafii spotykałam adnotacje proboszcza Illegitime, najczęściej po przejściu fali najeźdźców - wojsk obcych, zwłaszcza w czasie i po I wojnie światowej. Nieszczęsne, samotne kobiety pozostawione w domach przez mężów, ojców żołnierzy zabranych z poboru przez CK. kryły się w piwnicach, klasztorach i kościołach przed gwałtami i stosowały różne sztuczki, aby nie stać się zdobycznym łupem żołnierskiej chuci. Humorystycznie pisze o takim przypadku ludowa pamiętnikarka z okolic Biecza Anna Pabis, jak to jej babka, zobaczywszy z dali żołnierzy na drodze, których nie mogła ominąć, weszła w wikliny i tam zmieniła postać, zgarbiwszy się, wzięła kostur do ręki, twarz umazawszy błotem z chustą pełną chrustu na plecach, przeszła bezpiecznie obok grupki żołdaków do samego miasta Biecza z Belnej. A front właśnie miał miejsce w szerokim pasie, aż do Ołpin i Gorlic w 1915 roku. I plonem były niemowlęta z gwałtów urodzone często pod nieobecność mężów, lecz pod ich nazwiskami. Oto frajda dla poszukiwawcza oraz dla dociekliwych!
-inna fala dzieci przypisanych jako illegitime lub małżeństwie pozornie - był okres kampanii naszych dzielnych legunów - na całym 2000 km froncie wschodnim, kiedy folgowali sobie bez umiaru i rekompensowali pobyt w okopach, vide ich pamiętniki, gdzie wręcz chwalą się podbojami - skutecznymi! Bez gwałtów, lecz z zachwytu panien i cudzych żon, ich patriotycznego obowiązku opatrywania ran, polskiego munduru, oraz ułańskiej szabli i całego kolorytu i radości z wyzwolenia ze 150-letniej niewoli rosyjskiej, z tęsknotą otwierały ramiona wdzięczne za miłe chwile! Od tej pory nabrałam przekonania, że ani jedno niemowlę urodzone na tych terenach od 1914 roku, aż po pokój ryski nie nosi nazwiska właściwego ojca, lecz z domniemania. Ale przynajmniej odziedziczyli po swoich walecznych ojcach patriotyzm w genach i bezprzykładny hart ducha! Oraz zamiłowanie do szabelki, a także antypatię przysłowiową do późniejszych "przyjaciół".
-o obozowych dzieciach okupacji niemieckiej i sowieckiej zwłaszcza nie wspomnę; zbyt świeża bolesność rodzinna, oraz temat często przypominany przez media.
-kolejna fala dzieci nieślubnych lub przypisanych domniemanemu ojcu to dzieci PRL-u wskazywane palcem przez matkę z wyboru... lepszej pozycji materialnej dla dziecka: dzieci festiwalowe, zjazdowe, obozowe junackie itp. aż po internatowo - sierocińcowe.
-i ostatni protest - przykłady z dynastii Windsorów są zbyt świeżej daty i mogą ranić uczucia żywych - warto odczekać te 200 lat, wg wskazania ks. Filipa Mountbatten, oraz znowu powstrzymać do dynastii, bądź co bądź szanowanego Państwa Albionu.
Lepiej w to miejsce posłużyć się starym, jakże dobrze zbadanym polskim przykładem dynastycznym naszego najlepszego z monarchów króla chłopów i założyciela mieszczaństwa, któremu Pan Bóg nie pobłogosławił synem z prawnego i sakramentalnego związku - chyba ze względu na wybujały temperament pozamałżeński. I spłodził trzech synów z nałożnicy - cudzej żony, aż trzech synów Pelkę, Niemirzę i Jana zrodzonych z Cudki. Uposażeni hojnie przez królewskiego ojca zapoczątkowali słynny ród małopolskiej szlachty Galowskich, herbu Mądrostka, właścicieli Tarnowca. (...)
Anna Tryszczyło - Mróz