Strona w budowie


Artykuły i wycinki prasowe   Powróć do listy

Wrocławscy genealodzy poszukują przodków

Autor: Wanda Dubalska
http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35769,3368389.html


Wrocławscy genealodzy poszukują przodków
Szukają swoich korzeni jak detektywi. Sięgają odległej przeszłości, odkrywają historię i tajemnice swoich rodzin. Mówią, że genealogia*, czyli poszukiwanie przodków, to nałóg, który wciąga bez reszty.
Zajrzyj do poczty - zadzwonił do mnie któregoś dnia Paweł Peter (informatyk, we Wrocławiu od 40 lat) - przesłałem ci zdjęcie z 1939 roku. Mała dziewczynka po lewej stronie to twoja mama, a obok twoja babcia Agnieszka, na kolanach trzyma siostrę mamy - Teresę. Stare zdjęcie koloru sepii z rodzinnego wesela przywróciło przeszłość. Dla mnie odległą i niestety nieznaną. Wokół młodej pary krewniacy w staromodnych ubraniach, w pierwszym rzędzie dzieciaki, wśród nich moja mama z zadziorną grzywką, dalej dziadkowie, wujkowie, kuzyni. Znam tylko kilka nazwisk, a pozostałe? Szkoda, że nigdy nie słyszałam opowieści o weselisku we wsi Świba, niedaleko Kępna. Że dotąd nikt u nas nie budował drzew genealogicznych. Tak żyje do dzisiaj wiele rodzin: daleko od siebie, na osobności, w biegu. Nie ma czasu na szukanie korzeni, więc babcie, dziadowie, pradziadowie i czasy zachowane na starych fotografiach odchodzą w zapomnienie.

Odkrywanie tajemnicy
Jednak czasem w rodzinie pojawia się genealog amator i rozpoczyna poszukiwania przodków. Krąży po cmentarzach, parafiach, archiwach, urzędach stanu cywilnego, zagląda do Biblioteki Historii Rodziny Kościoła mormonów, gromadzi zdjęcia, przeprowadza wywiady z najstarszymi członkami rodziny. Studiuje kroniki, podręczniki historii, atlasy, żeby wiedzieć jak najwięcej o czasach i świecie dziadów, kim byli, jak potoczyły się ich losy. Przeżywa emocje, które trudno opisać.
"Gdy po raz pierwszy uda się wam odnaleźć i udokumentować powiązanie z osobą z przeszłości, doznacie uczucia magicznej, prawie fizycznej bliskości" - pisze Małgorzata Nowaczyk, autorka "Poszukiwania przodków. Genealogii dla każdego". - "Przodkowie dotychczas bezimienni i nieznani stają jak żywi przed oczami (...) Genealogia jest odkrywaniem tajemnicy, pełnym magii, zbliżeniem do tych, którzy choć odeszli, nadal w nas żyją"

Jak w zakonie
Niespodziewanie Pawła też wciągnęła genealogia. Jakieś pół roku temu poszedł na spotkanie członków Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego, które od 1992 roku istnieje we Wrocławiu, i wsiąknął. Teraz mówi, że czuje się jak zakonnik, który ma do spełnienia ważną misję życiową.
Zrozumiałem, że prawie nie znam swoich korzeni i rodziny, jak wielu ludzi - opowiada. - Pamiętam dzieciństwo w Zawadzie koło Sycowa. Miałem przy sobie babcię, dziadka, rodziców, czytałem różne książki, ale nie zajmowałem się własną historią.
Paweł dokopał się już ponad 800 krewnych i powinowatych. Ich nazwiska zgromadził w swojej bazie danych i na pewno wkrótce zbuduje drzewo genealogiczne Peterów. Niespokojny, ciekawy przeszłości, wydzwania do różnych parafii, gromadzi zdjęcia. Szuka przodków po mieczu i po kądzieli, czyli ze strony ojca i mamy. Mama jest z rodziny Cebratów, więc wydzwania do Cebratów we Wrocławiu. - Miałem szczęście, pan Stanisław Cebrat, genealog rodziny, przysłał mi dwa drzewa ze strony praprababci i prapradziadka. Rozwinąłem z podziwem, miały ponad trzy metry długości. Benedyktyńska praca. Silny impuls gna go do miejsc, gdzie urodzili się dziadowie. Późną jesienią ubiegłego roku był na cmentarzu w Olszowej niedaleko Kępna. Aleje cyprysowe, pierwszy śnieg pokrył groby, ale przez dwie godziny krążył od jednego do drugiego, szukając Peterów. Obok stoi wspaniały kościół - wspomina. W wyobraźni widziałem, jak przychodzą tu mój ojciec, dziadek i babcia. To niezwykłe uczucia, genealogia wyzwala emocje, które trudno opisać.

To mój konik
Andrzej Lazar, okulista, gnał kilkaset kilometrów do Wrocławia, żeby spotkać się z genealogami. Do Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego należą nie tylko wrocławianie, także poszukiwacze przodków z innych miast, a nawet z zagranicy. Spotykają się raz w miesiącu, w czwartki, w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Wrocławskiego. W sali na parterze gwar jak podczas naukowej konferencji. Do późnego wieczora opowiadają o swoich poszukiwaniach i odkryciach. Niektórzy podekscytowani jak młodzi chłopcy. Dzisiaj główny temat brzmi: "Jak tworzyć bazę danych", bo internet i programy komputerowe dają teraz genealogom nieograniczone możliwości. Doktor Lazar referuje z pasją, przerzucając z laptopa na ekran swoje komputerowe archiwum. Na studenckich ławkach rozłożył książki, które pisze o Lazarach. Rodzinnych przodków szuka od czterech lat na całym świecie. W swojej bazie danych ma już 3800 nazwisk, aż trudno uwierzyć - sześć pokoleń Lazarów!. I na tym chyba się nie skończy - opowiada. - Bo genealogia to mój konik. Dzięki zapalonemu okuliście Lazarowie spotykają się na rodzinnych zjazdach, w internecie można znaleźć ich stronę: "To ród prawdziwie europejski - pisze pan Andrzej, jego kolebką był Siedmiogród zwany Transylwanią. Lazarowie w przeszłości nękani przed Turków emigrowali na północ i dzisiaj dwie linie i gałęzie tego rodu żyją na Węgrzech, w Słowacji, Słowenii, Chorwacji, Czechach i Serbii, we Francji i Niemczech, a także za oceanem". W Polsce najwięcej Lazarów mieszka na Górnym Śląsku. Pan Andrzej przyjeżdża do Wrocławia z Gródka.

Detektywistyczna robota
Lewandowscy - Zofia (farmaceutka) i Mieczysław (zawsze był dyrektorem jakiegoś banku, wysoki, barczysty, włosy związane w kitkę) - przysiedli koło drzwi i słuchają wykładów.
Nie dają się długo prosić na pogawędkę o genealogii. Legendy? - Owszem, wiele ich krąży w rodzinie Lewandowskich, np. że król Kazimierz Wielki przyszedł na świat w Kowalu (Kujawy), ale nie na zamku, tylko w chacie praszczura Lewandowskiego - opowiada z humorem Mieczysław. - Ale prawdziwy genealog dopóki nie ma dowodów, w bajki nie wierzy. Takich niezwykłych opowieści jest więcej, np. o przodku, który ożenił się z Niemką, podobno urodziła mu kilkanaścioro dzieci, on był bogaty, miał ogromny dom (2400 metrów kw.), który do dzisiaj stoi w Częstochowie. Znaleźliśmy jego grobowiec z czarnego marmuru - ciągnie pan Mieczysław - i uratowaliśmy go przed zniszczeniem. Genealogia to nie tylko poszukiwanie pokrewieństwa, korzeni, ale i historii rodziny. Człowiek czuje się jak policjant. To taka detektywistyczna robota: przerzucasz dokumenty, krążysz z miejsca na miejsce, żeby dociec prawdy. Czasem odkrywasz niezwykłe tajemnice, tematy tabu. W każdej rodzinie zdarzały się przecież jakieś mezalianse, zdrady, zabójstwa, nieślubne dzieci itd., ale to nie znaczy, że trzeba o tym mówić. W ubiegłym roku Zofia i Mieczysław Lewandowscy wybrali się do USA, żeby w Ellis Island koło Nowego Jorku, gdzie docierali emigranci, znaleźć ślady swoich przodków. Polskę objechaliśmy prawie wzdłuż i wszerz, któregoś roku byliśmy w terenie aż 40 razy. Już w młodości chciałem zająć się poszukiwaniem przodków, ale nie było czasu: praca, dom, rodzina. Dopiero jak przeszedłem na emeryturę, wziąłem się za genealogię. Tak mnie wciągnęła, że czasem o wszystkim zapominam. Prowadzę już 16 drzew, cofnąłem się do 1775 roku, i to nie koniec. Pyta pani, po co ta wędrówka? Naród, który nie dba o przeszłość, jest nic niewart.

Łączy pokolenia
Pokoleniowe zjazdy to już tradycja w wielu rodzinach poszukujących korzeni. Spotykają się Lazarowie. Co dwa lata na Kujawy gnają Lewandowscy.
Na pierwszym zjeździe moje drzewo genealogiczne miało siedem metrów długości, zrobiliśmy specjalną konstrukcję wokół sali, żeby pokazać je krewniakom - wspomina pan Mieczysław. Przyjeżdżają jak na weselisko, za stołem sto osób, czasem trochę mniej. Ja jestem kustoszem Genealogicznego Rodzinnego Archiwum Lewandowskich, które niedawno założyłem. Paweł Peter dopiero szuka dróg do swoich przodków. Wiosną jadę do Świby - zapowiada. Tyle spraw mam do załatwienie, czeka mnie praca na kilka lat.

Historia genealogii.
Słowo "genealogia" pochodzi z greki. Genea to znaczy rasa lub ród, a logos - słowo. Stąd nauka o rodzinie, czyli genealogia, historia rodzinna, bądź potocznie - poszukiwanie przodków". Dzieje historii rodzinnych rozpoczęły się od przekazów ustnych, które przez wieki wędrowały z pokolenia na pokolenie. Gdy wynaleziono pismo, zaczęto zapisywać rody królewskie, szlacheckie lub kapłanów. Po synodzie trydenckim (po 1500 roku) w księgach parafialnych notowano daty urodzin, ślubów, śmierci. Do dzisiaj zapiski te w formie mikrofilmów gromadzi w swojej Bibliotece Historii Rodziny Kościół mormonów. Współcześnie fascynację genealogią zapoczątkowała książka "Korzenie" Aleksa Haleya. "W Polsce komunistycznej - pisze Małgorzata Nowaczyk - genealogia z powodu konotacji klasowych nie była mile widziana. Prace genealogiczne w zakresie nauk pomocniczych historii kontynuował prof. Włodzimierz Dworzaczek, autor 'Genealogii', jedynej książki poświęconej tej tematyce, wydanej przed rokiem 1989". Nie było towarzystw genealogicznych, genealogia amatorska oficjalnie nie istniała. Wielkie poszukiwania przodków rozpoczęły się w naszym kraju po 1989 roku, wtedy właśnie powstało Śląskie Towarzystwo Genealogiczne, które zajmuje się przede wszystkim genealogią rodów mieszczańskich i włościańskich. To zaledwie kropla w morzu - pisze pani Nowaczyk - w porównaniu z zainteresowaniem, jakim cieszy się genealogia na Zachodzie, a zwłaszcza w Ameryce, gdzie pierwsze towarzystwo genealogiczne powstało w 1845 roku. Co tak wciąga ludzi do poszukiwania korzeni i przodków? Zdaniem socjologów - przekonuje Nowaczyk - w ten sposób próbują odnaleźć się w historii i w świecie, bo brakuje im poczucia wspólnoty rodzinnej i społecznej. Chcą należeć "do czegoś", więc genealogią rekompensują sobie braki i niedobory. Małgorzata Nowaczyk: Poszukiwanie przodków. Genealogia dla każdego, PIW, Warszawa 2005.